sobota, 10 stycznia 2015

There’s a devil in your smile, that’s chasing me. And every time I turn around, it’s only gaining speed.

-        Daj mi szansę!
-        Nie chcę cię znać.
Tak wygląda stały fragment w niemal każdym „hucznym” zerwaniu. Kochasz swoją drugą połówkę na zabój, planujesz z nią wielkie wesele, dzieci, dom i psa. Będąc zaślepioną miłością, nie dostrzegasz sygnałów, które świadczą o tym, że chłopak wymyka ci się z rąk. Nawet wasi znajomi zauważają, że coś jest nie tak, lecz ty ich nie słuchasz, bo jesteś zakochana i ufasz bezgranicznie. A potem on wyłącza telefon, i ignoruje, a w ramach przeprosin kupuje drobne prezenty i zabiera na cudowne randki. Usypiasz swoją czujność, jesteś szczęśliwa… i trach – nakrywasz go na zdradzie, klapki z oczu zdjęte, złość i żal mieszają się ze sobą, tworząc w tobie eksplozję.
- To tak samo wyszło, wybacz mi!
Zatrzymujesz się przed drzwiami jego domu i uśmiechasz się drwiąco pod nosem. Jak zwykle sądzi, że wystarczy kilka czułych słówek, szczerego „przepraszam” i obietnicy, że to już się więcej nie zdarzy, bo…
- „To tak samo wyszło”? – pytasz i śmiejesz się krótko, niemal histerycznie. W takich sytuacjach ciężko trzymać emocje na wodzy, zwłaszcza jeśli ktoś jest stosunkowo zbyt impulsywny. Ale jakoś udaje ci się zachować zimną, niewzruszoną minę. Odwracasz się w jego stronę i z całej siły uderzasz w  zakłamaną gębę. Twoja dłoń ląduje z plaskiem na jego policzku, który momentalnie się czerwieni. Chłopak wybałusza oczy i stoi w osłupieniu. – Nie pogrążaj się. To koniec.
Ostatni raz obrzucasz go spojrzeniem pełnym obrzydzenia i frustracji. Wychodzisz z impetem z jego domu, specjalnie z hukiem trzaskając drzwiami.
 
W drodze do domu zaciskałam zęby i walczyłam ze łzami, rozkazując im nie wypływać z oczu. Jeszcze. Musiałam być silna i nie zachowywać się tak, jak te zdesperowane dziewczyny ze złamanym sercem, które albo niemal natychmiast przebaczają, albo zaraz po zerwaniu ryczą, pozwalając by makijaż spływał im po twarzy, zostawiając na policzkach ciemne smugi. Przechodnie patrzą na taką bidulkę i zastanawiają się, dlaczego tak rzewnie szlocha, że może jej się należało, a może ktoś ją boleśnie skrzywdził.
A komu potrzebna litość?
Wpadłam do domu, rzuciłam szybkie „Cześć”, bo wiedziałam, że mama była w kuchni, po czym poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i zaczęłam spazmatycznie oddychać. Uspokój się, powtarzałam sobie w myślach. W mgnieniu oka pojawił się płacz, i to cholerne, ołowiane uczucie na sercu… tak jakby ktoś stanął na nim ciężkimi buciorami i deptał, miażdżył, aż w końcu rozpryskuje je na tysiące maleńkich, ostrych niczym szkło kawałeczków.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak można tak długo karmić kogoś złudzeniami, tylko po to, by moment zerwania okazał się boleśniejszy.
Komórka zawibrowała mi w kieszeni dżinsów. Wibrowała tak jeszcze jakiś czas, aż w końcu przestała. Wyjęłam ją i spojrzałam na wyświetlacz – trzy nieodebrane połączenia i pięć esemesów. Patryk. Nawet nie miałam ochoty ich czytać, więc po prostu wyłączyłam urządzenie.
- Paula, wszystko w porządku? – za drzwiami rozległ się matczyny, łagodny głos. – Mogę wejść?
- Wszystko okej – odpowiedziałam lekko chrapliwie. Odchrząknęłam i dodałam: - Daj mi chwilę, dobra?
- Dobrze, będę w kuchni.
Westchnęłam ciężko. Wstałam z łóżka i przemknęłam do łazienki. Odkręciłam kurek z wodą i przemyłam twarz. Och tak, wstrętne, ciemne smugi z tuszu do rzęs, już zabrudziłyście mi skórę.  Udało mi się doprowadzić do normalnego stanu moją lekko oliwkową, jasną buzię. W oczy rzucało się kilka małych, nieznośnych wągrów na nosie, których nie potrafiłam zlikwidować. Zmarszczyłam brwi. Duże, brązowe oczy lśniły, wciąż odrobinę zaczerwienione i mokre od łez, a niedbały, brązowy kok na mojej głowie stał się jeszcze bardziej niedbały.
Poszłam do kuchni, gdzie mama siedziała przy małym stoliku i rozwiązywała jakieś łamigłówki. Robiła to w wolnych chwilach zawsze, odkąd sięgałam pamięcią. To był jej sposób na relaks.
Gdy mnie zauważyła, zsunęła z nosa okulary i popatrzyła troskliwie. Miała starannie przystrzyżone, farbowane blond włosy sięgające do ramion, brązowe oczy bardzo podobne do moich, zmarszczki na czole i nieznacznie opadnięte policzki. Ubrana w ciemny, wełniany sweter i dżinsy, podkreślała swoją dosyć szczupłą sylwetkę.
Przy stoliku stało jedno wolne krzesło, więc usiadłam na nim, naprzeciwko kobiety.
- Wpadłaś do domu, jakby cię ktoś gonił – powiedziała. – Chcesz pogadać?
- Patryk mnie zdradzał. Zerwałam z nim – odparłam beznamiętnie, jakby w ogóle mnie to nie obchodziło.
- Och – westchnęła, pochyliła się nad stolikiem i pogłaskała mnie po policzku, po czym odgarnęła moje zbłąkane kosmyki włosów za ucho. – Tak mi przykro. Wybaczysz mu?
- A powinnam?
Mama wzruszyła ramionami. Kiedyś to ona była w podobnej sytuacji, z tym że kiedy przyłapała ojca na zdradzie, była w ciąży i decyzja o rozstaniu nie była dla niej taka łatwa.
- Jeśli zrobił to raz, możliwe że zrobiłby to znów. A chyba nie chcesz dwa razy przez to przechodzić, prawda?
- Nie, nie chcę.
- Nie spodziewałabym się tego po nim. Wydawał się dobrym chłopakiem, tyle czasu byliście razem.
- Wiem – spuściłam wzrok.
- Co zrobisz?
- Zakończę to definitywnie – wzruszyłam ramionami.  
- Pamiętaj, że na zranioną miłość najlepsza jest nowa – uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Kobieta ta była moją najlepszą przyjaciółką, powierniczką i matką, która nigdy we mnie nie wątpiła i zawsze mnie wspierała. Poczułam więc ulgę, że mogłam jej się „poskarżyć” i usłyszeć słowa otuchy. Odkąd stałam się dorosła, a dokładniej od ponad roku, mama nie decydowała za mnie, dawała mi wolną rękę. Nie mówiła, co powinnam zrobić, a czego nie. Sugerowała, ale nie narzucała swojego zdania.
- Dzięki, mamo – zeszłam z krzesła i cmoknęłam ją w policzek. – Idę do siebie.
- Zrobię ci herbaty.
Dwa dni wyrwane z życiorysu. Dwa dni spędzone w łóżku, w towarzystwie laptopa, dobrej książki i ulubionych seriali. Dwa dni w dresie, z kubkiem kawy, z gwałtownymi napadami płaczu i przekonywaniu siebie, że nie ma się po co wracać, że złym pomysłem byłoby wybaczenie zdrady.
Owszem, chłopak wydzwaniał i pisał, drogą mailową, na Facebooku, w esemesach. Raz zapukał do drzwi mojego domu, jednak mama wspaniałomyślnie kazała mu zjeżdżać. Poprosiłam ją tylko, by oddała mu rzeczy, które kiedyś mi podarował – wisiorek, pluszowego misia, ramkę ze zdjęciem, książkę i kilka innych drobiazgów.
- Paula, wróć do życia – powiedziała błagalnie kobieta. – Wyjdź gdzieś ze znajomymi, zrób coś szalonego… cokolwiek!
- Ale mi tak dobrze – odparłam. – A mam ci w czymś pomóc?
- Nie, po prostu się martwię!
Przewróciłam teatralnie oczami. I wtedy wpadł mi do głowy w moim mniemaniu świetny pomysł.
- Zadzwonię do Natalii.
- Jakiej? – popatrzyła na mnie pytająco, z wyraźną nadzieją.
- Rawskiej – wybrałam numer na liście kontaktów.
- Przecież ona jest teraz w Anglii, w Londynie.
- No właśnie – uśmiechnęłam się szeroko. – Zostało jeszcze półtora miesięcy wakacji, polecę do niej. Odpocznę, zdystansuję się od tego wszystkiego. Mam trochę odłożonych pieniędzy, na lot i kilka dni życia wystarczy.
- Paulino – ton głosu mojej mamy zdecydowanie się wyostrzył. Skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na mnie gniewnie. – Rzadko się wtrącam, ale takie „wypady” to grubsza sprawa, nie możesz z dnia na dzień polecieć za granicę bez uzgodnienia najpierw wszystkiego ze mną.
- Mamo, mam osiemnaście lat – uniosłam wymownie brwi. – Nie widzę problemu. Nie chcę twoich pieniędzy. Chociaż, jakbyś coś... – uśmiechnęłam się najsłodziej jak tylko potrafiłam. Dzięki temu rodzicielka złagodniała.
- Zadzwoń do Natalii i zapytaj, czy możesz przylecieć. I kiedy konkretnie. I wypytaj o warunki, w jakich mieszka, o ludzi, z jakimi i…
Natalia, moja dobra przyjaciółka, była dziewczyną po przejściach – po rozwodzie jej rodziców mieszkała z ojcem alkoholikiem i macochą, która niespecjalnie za nią przepadała. Wpadła w złe towarzystwo, zaczęło się ćpanie, picie i dyskoteki niemal codziennie. Zmieniała facetów jak rękawiczki, znikała na kilka dni i wracała jakby nigdy nic. W końcu sąd rodzinny zdecydował, że umieszczą ją w ośrodku dla nieletnich. Po kilkunastu miesiącach „pod zamknięciem” wyszła i poznała wspaniałego mężczyznę. Zaryzykowała i wyjechała z nim do Anglii. Od tamtej pory Natalia pracowała, starała się o dziecko i była szczęśliwa.    
A ja nie miałam nic do stracenia.
Zadzwoniłam do niej i wiadomość o tym, że chciałam ją odwiedzić, bardzo ją ucieszyła. By uspokoić mamę, poinformowała mnie o wszystkim, o czym ta musiała koniecznie wiedzieć. Obie nie mogłyśmy się już doczekać, aż w końcu się spotkamy.
Jeszcze tego samego dnia zarezerwowałam telefonicznie bilet do Londynu. Mama nie ekscytowała się tak samo jak ja i raczej bardziej się zamartwiała, bo bała się, że ktoś mnie zgwałci, okradnie, wstrzyknie narkotyki, i że spotkają mnie inne, różne świństwa.
- Mamaaa – zajęczałam. – Będę na siebie uważać. Znasz mnie, możesz mi ufać.
- Tobie ufam! Ale boję się o ciebie!
- Dam sobie radę, naprawdę. Będę dzwonić i pisać. Będziemy pod stałym kontaktem. To tylko miesiąc.
Przytuliła mnie mocno. Zdawała sobie sprawę, że już postanowiłam i nie zamierzałam zmieniać zdania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz